Wacław Długoborski TW „Asystent, „Wiktor”

Profesor Wacław Długoborski jest rektorem prywatnej Wyższej Szkoły Humanistycznej w Katowicach i cenionym historykiem.

To jednak tylko oficjalna cześć życiorysu naukowca. Długoborski przez blisko 20 lat, do 1975 roku był bardzo aktywnym i niebezpiecznym tajnym współpracownikiem SB ps. „Asystent”, (a potem „Wiktor”)[1]- donosił m.in. na kolegów-naukowców oraz pracowników Radia Wolna Europa.

Jako były więzień nr 138871 obozu koncentracyjnego w Auschwitz zasiada w Międzynarodowej Radzie Oświęcimskiej. Współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa od 1958 roku jako TW „Asystent”.- Współpracę wywiadem PRL w atmosferze po „Październiku 1956″ r. uważałem za swój obowiązek. Nie zapominajmy o ówczesnej sytuacji międzynarodowej: Niemiecka Republika Federalna uchodziła za państwo nieprzyjazne Polsce. Działały tam różnego rodzaju placówki Ostforschung – czyli badań wschodnich, zajmujących się m.in. polskimi Ziemiami Zachodnimi, kwestionujący granice na Odrze i Nysie Prowadziły dosyć agresywne działania polityczne przeciwko PRL. Zajmowały się „białym wywiadem” i często stanowiły przykrywkę różnych agencji wywiadowczych – tłumaczy Długoborski.

Współpraca Długoborskiego ze Służbą Bezpieczeństwa rozpoczęła się w kwietniu 1958 r. Historyk był wtedy pracownikiem Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Katowicach oraz Zakładu Historii Polskiej Akademii Nauk we Wrocławiu. Wybierał się na stypendium do Niemiec Zachodnich (NRF), i oficer SB spotkał się z nim przed tym wyjazdem. Rozmowa był ogólna, bo miała na celu rozpoznanie nastawienia Długoborskiego do SB, a także zainspirowanie go pewnymi tematami w czasie stypendium. Długoborski był pojętnym słuchaczem. Po powrocie z wyjazdu do NRF złożył oficerowi Wydziału II wrocławskiej SB obszerny raport na temat swojego pobytu m.in. w Instytucie Herdera w Marburgu. Znalazły się w nim bardzo dokładne charakterystyki niemieckich naukowców, które bardzo zainteresowały wywiad. Dotyczyły bowiem nie tylko spraw zawodowych, ale także prywatnych – zainteresowań, poglądów politycznych. Raport był tak ciekawy, ze spotkał się z uznaniem nawet oficerów z Centrali, czyli wywiadu MSW, urzędujących w gmachu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie.

Najpierw wywiad

W MSW zapadła decyzja o ściślejszej formie współpracy z naukowcem i zarejestrowaniu Długoborskiego jako agenta Departamentu I (wywiadu) ps. „Asystent”. Werbunek naukowca przeprowadził ppłk Edmund Wziątek, zastępca komendanta wojewódzkiego MO we Wrocławiu ds. SB. „Zobowiązania do współpracy nie pobierano. Zdecydowano, że jest to niekonieczne, a mogłoby tylko urazić jego osobę. […] W stosunku do Służby Bezpieczeństwa jest szczery oraz chętny do wykonywania zadań w odniesieniu do spraw niemieckich. Spotkania odbywano sporadycznie, czasem co kilka dni, przeważnie jednak raz w miesiącu” – napisał w charakterystyce agenta ppłk Wziątek w 1961 r. Długoborski pieniędzy za zadania wykonywane dla wywiadu nie brał. SB zwracała agentowi jedynie koszty podróży.

Jak wynika z zachowanych akt w IPN, Długoborski był wtedy traktowany jako „kontakt informacyjny”. To szczególna kategoria osobowego źródła informacji właściwa dla Departamentu I MSW – czyli tego, co bezpieka nazywała wywiadem. Tak naprawdę z wywiadem miał on niewiele wspólnego, bo zajmował się inwigilacją polskich uchodźców politycznych. Rządził się swoimi regułami i miał własną terminologię. W Departamencie I kontakt informacyjny był tym samym, czym dla właściwej SB tajny współpracownik. O stopniu zaufania SB do „Asystenta” niech świadczy to, że zrezygnowano od wiązania go za pomocą zobowiązania; stale podkreślano jego lojalność i szczerość, a także dużą użyteczność dostarczanych informacji.

Długoborski na polecenie SB utrzymywał kontakty korespondencyjne z zachodnioniemieckimi naukowcami, pracującymi w Instytutach Wschodnich. „Asystent” odegrał też bardzo ważną rolę w akcji polskiego wywiadu przeciwko dr Richardowi Breyerowi z Instytutu Wschodniego w Marburgu. Kiedy Breyer na zaproszenie Długoborskiego przyjechał do w 1959 r. Polski, w czasie jednego ze spotkań we Wrocławiu „Asystent” umożliwił spotkanie z nim na kolacji oficera wywiadu MSW. Nie wiadomo, czy doszło do werbunku Breyera. Spotkanie scharakteryzowano tak: „Pracownicy MSW przeprowadzili z Breyerem rozmowy operacyjne. „Asystent” był wprowadzony wówczas we wszystkie szczegóły tej sprawy i składał relacje z jej przebiegu”.

Jak wynika z dokumentów, Długoborski na polecenie SB wyjeżdżał do NRF „W celach naukowych, gdzie wykonywał zadania zlecone przez Departament I. Z zadań tych „Asystent” wywiązywał się wzorowo”.

W czasie swoich wyjazdów „naukowych” Długoborski donosił nie tylko o niemieckich czy polskich naukowcach, ale także o osobach, które mogły zainteresować bezpiekę. Tak było z rodziną Grosse z Monachium.

Jan Piotr Grosse pracował w Radiu Wolna Europa, z Polski wyjechał po wojnie. Długoborski spotkał się z nim w czasie jednego z pobytów w NRF pod koniec lat 50. „Na pracę w RWE bardzo narzeka, aczkolwiek przyznaje że jest dobrze płatna. Narzeka przede wszystkim na atmosferę donosów i np. bardzo źle widziane w rozgłośni kontakty pracowników z krajem. Ma bardzo dobre kontakty z polonią monachijską. Krzysztof Grosse, ma bardzo chwiejny charakter i jest pod dużym wpływem swojej matki”.

Pod wielostronicowym raportem „Asystenta” z tej podróży służbowej jest dopisek oficera: „Informacja dotycząca Grossów i Krzysztofa Bukowskiego z Monachium zostanie wykorzystana przez Departament II MSW”.

W tym samym czasie bezpieka w kraju gwałtownie szukała informatorów Radia „Wolna Europa”. Dziś wiemy, że jednym z nich był Władysław Bartoszewski. Na szczęście SB nigdy nie wpadła na jego trop. Po latach Bartoszewski i Długoborski zasiadają obok siebie w Międzynarodowej Radzie Oświęcimskiej (MRO). Profesor Bartoszewski nie odpowiedział na mój e-mail z prośbą o komentarz na temat współpracy członka MRO z SB.

Historycy bez tajemnic dla SB

Robił karierę naukową, ale jednocześnie nadal donosił na osoby ze swojego środowiska. Informował w latach 60. SB np. o znanych historykach – Stefanie Inglocie, Henryku Wereszyckim, Michale Komaszyńskim, a także innych naukowcach, z którymi zetknął się w czasie pobytów zagranicą.

Tak m.in. charakteryzował prof. Inglota: „Przy całej swojej ostrożności Inglot w sposób bardzo trudny do uchwycenia utrudniał kariery naukowe pracowników o zadeklarowanej marksistowskiej postawie politycznej, a z drugiej strony popierał młodych pracowników, których sam w pewnym sensie „urabiał”. […] Ma bardzo szerokie kontakty z uczonymi z krajów zachodnich”.

Współpraca „Asystenta” z wywiadem MSW uległa nagłemu zahamowaniu pod koniec lat 60. Okazało się, że jedna ze studentek oskarżyła Długoborskiego o to, że wziął łapówkę za jej przyjęcie na studia na Wyższej Szkole Ekonomicznej w Katowicach. Postępowanie dyscyplinarne trwało kilka lat. Zablokowało wyjazd agenta na roczne stypendium do NRF. SB, mimo próśb swego agenta, nie chciała pomóc w tej sprawie. „Asystent” bez możliwości wyjazdu do Niemiec był bezużyteczny dla wywiadu, i w 1971 roku współpracę zakończono. Nie znaczy to jednak, że SB zapomniała o Długoborskim.

W maju 1973 roku z docentem Długoborskim, wtedy już prodziekanem Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Śląskiego w katowickim hotelu „Polonia” spotyka się kapitan Edward Cichopek z Wydziału III katowickiej SB. Wydział III zajmował się inwigilacją środowisk naukowych i „ochroną” katowickiej uczelni przed antysocjalistycznymi wpływami.

Powrót na łono SB

Spotkanie kapitana Cichopka z doc. Długoborskim zakończyło się ponownym zwerbowaniem historyka do współpracy z SB. Długoborski przyjmuje pseudonim „Wiktor”, podpisuje zobowiązanie do współpracy i składa pierwsze doniesienie. Dotyczyło doc. Wsiewołoda Wołczewa, dogmatycznego komunisty, którego teorii obawiali się nawet najbardziej aktywni działacze PZPR. To właśnie Wołczew w 1980 roku założył Katowickie Forum Partyjne. Jednak kręgu zainteresowań SB znalazł się blisko 7 lat wcześniej – właśnie dzięki donosom „Wiktora”:

„Żądał od wszystkich wykładowców, aby szerzyli w swych wykładach marksizm-leninizm. W środowisku uchodzi za lewaka i dogmatyka. Jako kierownik Zakładu Nauk Politycznych zgromadził wokół siebie młoda kadrę, całkowicie od siebie zależną, dobieraną w specyficzny sposób”.

„Wiktor” donosił też w 1973 roku na doc. dr hab. Andrzeja Kunisza: „Głęboko wierzący katolik, ojciec czworga dzieci, żona po wyższych studiach fanatycznie religijna. Kunisz na uczelni nie cieszy się dużym autorytetem, traktowany jest raczej z pobłażaniem a to z powodu dziedziny naukowej, która się interesuje (numizmatyka). Przebywał na kongresie numizmatycznym w USA, za jego pobyt i podróż płacił organizator”.

W styczniu 1974 roku „Wiktor” informuje swego „opiekuna” z MSW o swoim pobycie na konferencji w NRF. „Z naszym tajnym współpracownikiem próbował nawiązać kontakt Bohdan Korab-Osadczuk, Polak z pochodzenia na Zachodzie od zakończenia II Wojny Światowej. Zajmuje się naukowo współczesną problematyka Polski i państw socjalistycznych. TW poufnie dowiedział się, że Korab-Osadczuk jest współpracownikiem wywiadu brytyjskiego i Radia Wolna Europa.”

28 marca 1974 roku TW Wiktor donosi SB na Antoniego Barciaka, starszego asystenta Zakładu Historii Starożytnej i Średniowiecznej Instytutu Historii WNS: „Czynnie zaangażowany w działalność Duszpasterstwa Akademickiego. Widywany często w punktach katechetycznych w klasztorze w Katowicach-Ligocie, ma kontakty z księżmi”.

SB ciekawiła także sprawa doc. Józefa Szymańskiego z tego samego Zakładu. „W ramach zajęć z historii organizuje wyjazdowe seminaria ze studentami do historycznych i zabytkowych obiektów, gdzie na miejscu prowadzone są lekcje poglądowe. Najczęściej w tym celu wybiera obiekty sakralne, gdzie po normalnych zajęciach wchodzi w kontakty z księżmi”.

Szpicel z tytułem naukowym nie stronił też od donosów obyczajowych – kto ma kochanki, kto pije czy ma inne słabości. Z punktu widzenia SB były to informacje bezcenne, pozwalające na próbę werbunku. Dzięki „materiałom kompromitującym”, jakie SB miała dzięki takim donosom, ewentualna próba werbunku zwykle kończyła się sukcesem.

Z wyjazdów służbowych Długoborski także pisał donosy, prawie tak dobre jak za dawnych, „wrocławskich” czasów. „Na Uniwersytecie w Odense w Danii zatrudniony jest były pracownik naukowy Wojskowej Akademii Politycznej, historyk prof. Emanuel Halicz – narodowości żydowskiej, który wyemigrował z Polski po 1968 r. Nie zna w zasadzie żadnego języka, jedynie bardzo słabo j. angielski. Wśród tamtejszej kadry naukowej nie posiada żadnego autorytetu, na uczelni pobiera niską pensję, lecz jest dofinansowywany przez ośrodki syjonistyczne”.
Cenne informacje dla SB zawierał również inny donos – tym razem o byłym pracowniku WSE w Katowicach dr Zygmuncie Tkoczu, który kilka lat wcześniej „wybrał wolność”. „Specjalizuje się w socjologii, zdobył duży autorytet w Odense. Utrzymuje kontakty z emigracyjnym działaczem endeckim Giertychem z Londynu, z którym wydał wspólnie książkę. Ostatnio napisał prace habilitacyjną o strukturze społecznej krajów socjalistycznych, jednym z recenzentów pracy był Leszek Kołakowski” – donosił „Wiktor”.

– Takie kontakty z organami bezpieczeństwa były normalną praktyką. Byłem na kierowniczym stanowisku na uczelni, stąd niezależnie poza tymi kontaktami musiałem spotykać się z pracownikami SB i odpowiadać na określone pytania. Dotyczyły m.in. działalności doc. Wołczewa, fanatycznego komunistycznego dogmatyka, podobnie jak krąg zafascynowanych nim jego uczniów, których wodził na manowce walki pseudopolitycznej, odciągając od kariery naukowej – tłumaczy dziś Długoborski.

W 1975 roku wstąpił do PZPR. I zostaje wykreślony z ewidencji tajnych współpracowników SB

Już pod koniec listopada 1980 r. „Solidarność” na UŚ zrzeszała ok. 1500 osób. Do „S” zapisało się 598 nauczycieli akademickich z 1202 pracowników. Masowo wstępowali także członkowie PZPR. Prof. Wacław Długoborski od grudnia 1980 roku był członkiem rady Programowej Wszechnicy Górnośląskiej. Była to instytucja powstała z inicjatywy śląskiej „Solidarności”. Prowadzono w niej wykłady popularnonaukowe oraz spotkania dyskusyjne z twórcami kultury, publicystami, działaczami opozycyjnymi. Wszechnicę Górnośląską inwigilowała bezpieka w ramach Sprawy Operacyjnego Rozpracowania „Kuźnia”. W archiwach IPN nie zachowały się żadne dowody na działania skierowane przeciwko prof. Długoborskiemu w latach 80. Nie ma jednak też dowodów na kontynuowanie SB z nim współpracy po 1975 roku.
Tomasz Szymborski

[1] Archiwum OBUiAD nr akt IPN Ka 0024/28 t.1-5

Who`s Who cz.2

Na ostatnim posiedzeniu Senatu Uniwersytetu Śląskiego wiele uwag kierowano do Komisji Historycznej. Były pretensje o to, że komisja swoim „raporcie” nie dość, że wyrywkowo i według tylko sobie znanego klucza ujawniła TYLKO pseudonimy niektórych Tajnych Współpracowników SB działających do 1990 r. na UŚ, to jeszcze kilkunastu z niezrozumiałych powodów pominęła…

Na następnym posiedzeniu Senatu mają być ujawnione nazwiska TW, co od długiego czasu dzieje się na tym blogu.

TW na Wydziale Nauk Społecznych (kursywą ustalenia Komisji Historycznej)

Dr hab. Krzysztof Czekaj – tw „Polański” – dobrowolnie podpisał zobowiązanie do współpracy,, które znajduje się w aktach. Według funkcjonariuszy SB przekazywane informacje były ważne i cenne, ale brak teczek pracy nie pozwala na ich ocenę. „Polański” dwukrotnie otrzymał kwotę 5.000 zł. Współpraca trwała wyjątkowo długo, bo od 26 XIII 1983 aż do 20 VI 1990.

Prof. dr hab. Edward Długajczyk – tw „Szpornas” – został zarejestrowany jako tajny współpracownik SB na zasadzie dobrowolności, została zachowana deklaracja współpracy. Stopień szkodliwości przekazywanych informacji wydaje się niewielki.
Okres współpracy: 28 VIII 1986 – 26 VI 1990.

Prof. dr hab. Janusz Gruchała – tw „Jeremi” – pozyskany został w wyniku szantażu. Przekazał 45 informacji, w tym 29 pisemnie, dotyczących szczególnie doc. Józefa Szymańskiego. Przekazywane informacje jednak miały charakter ogólnikowy i trudno ustalić stopień ich szkodliwości.

Prof. UŚ Jan Iwanek – tw „Piotr” – został pozyskany na zasadzie dobrowolności i działał głównie w okresie studiów, informując o nastrojach na Wydziale, otrzymywał systematyczne wynagrodzenia.

Prof. dr hab. Wacław Długoborski – tw „Wiktor” – (posługujący się też kryptonimem „Asystent”) działał w środowisku uczelni
katowickich i wrocławskich, a także na terenie Republiki Federalnej Niemiec. Jego informacje szkodziły bardzo wielu starszym i młodszym pracownikom nauki. Był systematycznie wynagradzany, pieniężnie oraz rzeczowo. SB pomogła mu też wybrnąć z kłopotów dyscyplinarnych związanych z wzięciem od studentki łapówki.

Prof. dr hab. Jan Przewłocki – tw „Ksawery” – pozyskany do zagadnienia nieprawidłowości w funkcjonowaniu instytucji państw. i org. społecznych SOR „Uniwersytet”, jego informacje posiadały „nikłą wartość operacyjną”.

tw „Stanisławski” – wszystkie materiały zostały zniszczone. Co jednak nie oznacza, że ich nie ma 😉

Obszerny materiał o Wacławie Długoborskim tu: http://www.tinyurl.pl/?mX7e3Dab

Maciej Uhlig TW Biedronka

Maciej Uhlig nr rej. 52433, TW „Biedronka”

Został pozyskany do współpracy z SB na zasadzie „współodpowiedzialności obywatelskiej” w 1983 r. Zatrudniony w Centrum Techniki Obliczeniowej UŚl, z wykształcenia fizyk.

Uhlig do 13 grudnia 1981 r. był wiceprzewodniczącym uczelnianej „S”. Tak go wówczas charakteryzowała SB: „Aktywnie uczestniczył we współorganizowanych przez siebie strajkach, wspierał NZS, redagował pismo „Solidarność Uniwersytecka” i prezentował wrogi stosunek do PZPR”.

Został internowany 13 grudnia 1981 r. i osadzony w ZK Jastrzębie.

Mimo licznych pisanych odwołań od decyzji o internowaniu i próśb o zwolnienie przetrzymywano go w „internacie” do 27 maja 1982 r. Naczelnik Wydziału III Zbigniew Goraj podpisał w tym dniu wniosek o uchylenie internowania, stwierdzając, że Uhlig nie jest zainteresowany działalnością polityczną i związkową, a jedynie pracą na uczelni i rodziną. Skonstatował, że dalszy pobyt „w otoczeniu ekstremalnych działaczy „Solidarności” w ośrodku odosobnienia może spowodować reorientację prezentowanych poglądów”.

Według przygotowującego materiały do werbunku st. kpr. Zbigniewa Witkowskiego, Uhlig w czasie rozmowy (przed pozyskaniem) zachowywał się spokojnie, na pytania odpowiadał rzeczowo i wyraził chęć utrzymania kontaktu.

W CTO (Centrum Techniki Obliczeniowej) sekcja III Wydziału III-1 prowadziła sprawy na Romana Zająca („Niewidomy”) i Adama Gryłkę („Programista”). Uhlig miał ich „zabezpieczać i przekazywać uprzedzające dane o ich zachowaniu”. Utrzymywał z nimi kontakty w miejscu pracy, a przed wprowadzeniem stanu wojennego czynnie współdziałał z nimi w ramach NSZZ „S”.

Do werbunku doszło 23 maja 1983 r. Uhlig napisał własnoręcznie zobowiązanie i przyjął pseudonim „Biedronka”. W czasie pierwszej rozmowy z SB przekazał informacje na temat Gryłki, Zająca i Jelonka.
W toku współpracy doszło ogółem do 12 spotkań, w ich trakcie TW sporządził pisemne informacje. Na spotkania przychodził punktualnie, nie złamał zasad konspiracji. Nie otrzymywał wynagrodzenia.

Esbek pisał:
„Tw ps. «Biedronka» nie ma oporów przed kontynuowaniem współpracy. Jego stosunek do obecnej rzeczywistości społeczno-politycznej jest pozytywny. Tw ps. «Biedronka» ocenić należy jako źródło sygnalizacyjne, nie ma możliwości realizowania zadań operacyjnych” .

W 1988 r. jego oficer prowadzący stwierdzał, że osoby w operacyjnym zainteresowaniu SB zwolniły się z CTO, a spotkań z TW odbyło się łącznie 20.
Współpracę z Uhligiem zakończono 4 listopada 1988 r.

Mgr Uhlig przysłał do mnie dziś oświadczenie:

Oświadczam, że zgodę na współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa podpisałem wiosną 1982 r. w Ośrodku Internowania w Jaworzu k. Drawska, w zamiarze osiągnięcia korzyści, polegającej na zwolnieniu z obozu internowania i przywróceniu mi wolności. Fakt, że deklarację współpracy z SB podpisałem w warunkach pozbawienia wolności, świadczy jednoznacznie o tym, że było to świadome i zamierzone oszustwo, nie mające na celu wspomagania upadającej komunistycznej władzy. W planie tego oszustwa założyłem, że współpracę z SB zakończę tak szybko, jak to tylko będzie możliwe, w międzyczasie nie szkodząc „Solidarności”, w której do 13 grudnia 1981 r. działałem. Moje kontakty z SB zostały zakończone w roku 1983 lub 1984, chociaż chciałem je zakończyć już w roku 1982.
====================================================================================
28.02.2009 r. – poprawiłem dr Uhlig na mgr Uhlig, zgodnie z życzeniem wyrażonym w mailu
>>”Dr Uhlig …” – nie jestem doktorem. jestem tylko magistrem i nawet niekoniecznie trzeba o tym pisać. MU

Już wiadomo Who`s who cz.1

Komisja Historyczna badająca „uwikłanie” naukowców i studentów Uniwersytetu Śląskiego we współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa, z niewiadomych powodów nie zdecydowała się na ujawnienie nazwisk szpicli. W swoim tzw. Raporcie z pierwszego etapu pracy, lituje się nad konfidentami, nie publikując ich nazwisk, ale jedynie ich esbeckie pseudonimy.

Pora nadrobić to „niedopatrzenie”. Poniżej cześć pierwsza wykazu, czyli nazwiska TW z niektórych wydziałów UŚ.
Wydział Mat-Fiz-Chem:

TW „Stefan” – prof. Ryszard Mańka;
„Janka” – Irena Wistuba;

Nie wiem, dlaczego nie znaleźli się wśród nich:
prof. dr hab. Józef Śliwiok TW „Romanowski”;
dr Witold Kowalski – TW „Jan”;

Wydział Nauk o Materiałach i Informatyki (WT):
TW „Sokrates” – prof. Henryk Morawiec;

Wydział Nauk o Ziemi:
TW „Roman” – dr Jerzy Nita;

Raport komisji o agenturze na UŚl.

Komisja Historyczna badająca na Uniwersytecie Śląskim, kto z pracowników uczelni współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa, sporządziła swój pierwszy raport. Wynika z niego, że niemal na każdym wydziale uczelni SB miała swoich agentów. Na niektórych – nawet kilkunastu.

Według stanu na 31 grudnia 1978 r. wszystkie wydziały operacyjne katowickiej SB wykorzystywały ogółem 2621 TW. Wśród nich 110 było naukowcami oraz wykładowcami szkół wyższych i średnich, zaś 187 studentami i uczniami.
Komisja Historyczna została powołana przez Senat uczelni w kwietniu 2007 roku. Są pierwsze efekty jej działalności.

Prowadząc badania w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej przedstawicielom komisji udało się odnaleźć teczki tajnych współpracowników bezpieki, które nie zostały zniszczone do 1990 r. Część z nich ocalała tylko dzięki temu, że zostały zmikrofilmowane.

Z raportu Komisji wynika, że najwięcej tajnych współpracowników SB miała na wydziale filologicznym . Raport Komisji podaje pseudonimy i krótkie charakterystyki kilkunastu z nich. Z dokumentów wynika, że agentami bezpieki na tym wydziale byli następujący pracownicy naukowi i studenci tegoż wydziału: „Arski”, „Rafał”, „Władysław”, „Irek”, „Jaś”, „Adam”, „Lester”, „Lucjan”, „Pablo”, „Wojtek”, „Zbyszek” i „Sandra”.

Aktywnym współpracownikiem SB od 1979 roku był „Pablo”. Donosił przez dziewięć lat. To osoba z romanistyki, o czym świadczy fakt, że dostawał zadania na temat ośrodków naukowych na Zachodzie Europy. „Specjalizował” się w tych we Francji oraz śledzeniu pracowników naukowych francuskich i polskich (czyli swoich kolegów), przebywających na stypendium we Francji. „Pablo” złożył kilkadziesiąt donosów i był systematycznie wynagradzany przez SB. „Arski” jest anglistą. Donosił m.in. na lektorów języka angielskiego zatrudnionych w Instytucie Anglistyki i osoby z UŚ wyjeżdżające na stypendia. Podczas pobytu w USA był przez FBI podejrzewany o współpracę z wywiadem PRL, i ledwo uniknął deportacji.

Z kolei TW „Rafał”, był studentem polonistyki, kiedy pracował dla SB w latach 1975-1978. Charakteryzowano go jako aktywnego współpracownika, a jego donosy były cenne dla bezpieki. Donosił m.in. na Ireneusza Opackiego.

Na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii Komisja doliczyła się, jak na razie, dwóch TW o pseudonimach „Stefan” i „Janka”. Ten pierwszy agent został zwerbowany w 1983 roku. Do 1990 r. donosił o pracownikach Instytutu Fizyki. „Janka” podjęła współpracę z SB w tym samym czasie, podpisała zobowiązanie o zachowaniu w tajemnicy rozmowy z esbekiem. „Sokrates” był najprawdopodobniej jedynym agentem na dawnym Wydziale Techniki UŚ. Ten naukowiec donosił o kolegach i sprawach wydziału. Współpracę z SB rozpoczął w 1978 r. i po roku została przerwana.

Duże „nasycenie” szpicli było na Wydziale Nauk Społecznych. Komisja dotarła do teczek personalnych siedmiu agentów o pseudonimach: „Polański” (zbieżność pseudonimu TW z nazwiskami dwóch pracowników wydziału filologicznego miała przy okazji zdyskredytować te osoby), „Szpornas”, „Jeremi”, „Piotr”, „Wiktor”, „Ksawery” i „Stanisławski”. Do najbardziej cennych agentów należeli „Polański”, „Piotr” i „Wiktor”.

Bezpieka nie mogła pominąć w swoich działaniach operacyjnych Wydziału Prawa i Administracji. SB nie tylko inwigilowała naukowców tego wydziału, ale niektórym pomagała w karierze. Tak było w przypadku TW „Andrzej”, który z SB współpracował ponad 20 lat! – do 1990 r. W archiwum zachował się m.in. pismo z 1 maja 1971 r. naczelnik Wydziału III katowickiej SB wnioskował do I zastępcy komendanta wojewódzkiego MO ds. SB pułkownika Stanisława Opitka o „udzielenie pomocy ob. A.N., studentowi IV roku Wydziału Prawa Uniwersytetu Śląskiego, przy ubieganiu się o przyjęcie na staż asystencki”. Prośba oczywiście została rozpatrzona pozytywnie. „Andrzej”, którego kariera rozwinęła się do tego stopnia, że został profesorem prawa, donosił również na Waleriana Pańkę.
To dzięki donosom „Andrzeja” na temat życia prywatnego jednego z wykładowców, tego ostatniego SB zwerbowała jako TW „Wisz”.

TW „Rzecznik” współpracował krótko – przez pół roku od grudnia 1981. Jednak jego donosy pozwoliły SB na wszczęcie kilku spraw, głównie przeciwko zdelegalizowanej wówczas „Solidarności”.

Na razie nie udało się Komisji dotrzeć do dokumentów, które byłyby dowodem na zwerbowanie przez SB swoich informatorów na Wydziałach Biologii i Ochrony Środowiska i Pedagogiczno-Artystycznym w Cieszynie. Na wydziale pedagogiki i psychologii natrafiono na ślad TW „Jadwiga” i „Rwa”, którzy nie byli jednak aktywni i raczej udawali współpracę.
Jaki będzie los pracowników naukowych UŚ, którzy w przeszłości współpracowali z SB? – Część osób, co do których zachowały się dowody na ich agenturalna przeszłość, zrezygnowała z piastowanych stanowisk, część odeszła. Jednak Jego Magnificencja Rektor wobec byłych TW nie ma absolutnie żadnych sankcji, bo takie jest prawo – stwierdza prof. Krystyna Heska-Kwaśniewicz.

Tomasz Szymborski

ps. Komisja zamieszcza w swoim raporcie jedynie pseudonimy. Większość z nich została już „odkryta” na tym blogu. Dziwi mnie, że Komisja nie ujęła w swym sprawozdaniu wszystkich TW działających na uczelni.

Józef Śliwiok TW „Romanowski” nr ewid. 15629

Józef Śliwiok został zarejestrowany jak Tajny Współpracownik „Romanowski” w czasach, kiedy był docentem w katedrze chemii nieorganicznej Uniwersytetu Ślaskiego.
SB zwróciła uwagę na J. Śliwioka 15 lipca 1968 r. Wtedy to funkcjonariusz SB kpt. Jan Benbenek z Wydziału II SB czyli kontrwywiadu, napisał notatkę służbową dotycząca jego rozmowy z dr Śliwiokiem, w celu zorientowania się co do jego możliwości współpracy z SB. Śliwiok udzielił informacji o swej żonie, o sobie. Opisywał swe kontakty zagraniczne (był członkiem międzynarodowych towarzystw badawczych, zapraszano go na Zachód). Z USA otrzymał kilkaset próśb o przesłanie odbitek swych artykułów. Stwierdził, że jego pracami interesuje się NASA.
Do całkowitego związania naukowca z SB było jeszcze daleko. na razie obie strony „poznawały się”.

Do rozmowy werbunkowej doszło w hotelu „Katowice”. Rozmowa dotyczyła badań prowadzonych przez Śliwioka. Udzielił chętnie informacji o zainteresowaniu jego pracami ze strony zagranicznych placówek naukowych. Kpt. Benbenek stwierdził, że „wymieniony może oddać usługi Sł. Bezpieczeństwa na styku z cudzoziemcami, ich zainteresowań[iami], oceny prowadzonych prac naukowych z chemii na U. Śląskim”.

Jako cel przyszłego pozyskania wymieniono kontrolę publikacji naukowych pod względem zabezpieczenia tajemnicy państwowej (docent Śliwiok oceniał wartość publikacji jako sekretarz naukowy publikacji UŚl. z zakresu chemii), ponadto, „jako uznana sława ma naturalne możliwości styku z naukowcami obcych państw na Zjazdach i Sympozjach naukowych w kraju i za granicą”. Zamierzano dzięki niemu zbierać informacje o zainteresowaniu obcych środowisk naukowych „polską myślą twórczą”.

Pozyskać go zamierzano odwołując się do lojalności wobec PRL i ambicji, ze polska myśl naukowa jest nie gorsza niż zachodnia. Ciekawa była metoda werbunku: „przez stopniowe pozyskiwanie w formie odbywania spotkań, punktem kulminacyjnym będzie przekazanie w/w konkretnych zadań na odbywający się w Warszawie Międzynarodowy Zjazd Chemików w którym weźmie udział” .
Do pozyskania doszło 27 września 1969 r. w Hotelu „Katowice”. Odbyto już do tej pory co najmniej dwa spotkania ze Śliwiokiem, na których przekazał szereg istotnych informacji. Dotyczyły zainteresowania pracami naukowymi ze strony Philipsa, Siemensa i Departamentu Wojskowego USA, pracowników uczelni. Złożył też sprawozdanie z przebiegu Kongresu Chemii. Śliwiok wybrał sobie pseudonim „Romanowski”, funkcjonariusz nie odebrał od niego zobowiązania .
Śliwiok nie chciał jednak składać pisemnych raportów. Wszystkie informacje na spotkaniach przekazywał ustnie. Jakakolwiek próba nakłonienia go do pisania raportów lub podpisywania zadań, spotykała się ze sprzeciwem. Jednak informacje od niego były na tyle cenne, że prowadzący go wówczas kpt. E Cichopek z Gr IV Wydziału III zwrócił się do przełożonych z prośbą o zachowanie dotychczasowej formy współpracy.

Oceniano go wysoko, był ukierunkowany na inwigilację wydziału Mat-Fiz-Chem .
Dziesięć lat później przydatność „Romanowskiego” SB oceniała nadal bardzo wysoko. Przekazał szereg wartościowych operacyjnie informacji, a w lutym 1977 r. na podstawie jego informacji założono SOS „Molekuła”. Jednak za współpracę nie otrzymywał gratyfikacji. Na ostatnim spotkaniu z SB w 1978 r. z okazji imienin otrzymał paczkę delikatesową wartą 1458 zł.

11 listopada 1978 r. Śliwiok poinformował oficera SB, że miesiąc wcześniej został przyjęty do PZPR. W związku z tym, że „zgodnie z obowiązującymi przepisami współpraca z t.w. nie może być kontynuowana”.
28 grudnia 1978 r. współpraca została rozwiązana.

Witold Kowalski TW JAN

dr hab. Witold Kowalski
nr rejestracyjny 24904.

Chemik, został zwerbowany przez SB w maju 1977 roku w Hotelu „Katowice”. Donosił m.in. na prof. dr hab. Aleksandra Ratajczaka (chemika) oraz doc. Edwarda Kluka (fizyka).

Oficerem prowadzącym TW JAN był kapitan Zdzisław Kozłowski z Wydziału III katowickiej SB. Tak oceniał swego agenta: „Materialista, nawiązanie kontaktów uzależnia od ewentualnych korzyści materialnych”. I takowe SB swemu agentowi zapewniało.

Kowalski został wyeliminowany z czynnej sieci TW, bo w styczniu 1979 roku wstąpił do PZPR. O dziwo – nie zastosowano wobec W. Kowalskiego zastrzeżenia w postaci zakazu wyjazdów zagranicę.
Obecnie jest profesorem Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie.

Lustracja a la Uniwersytet

Naukowcy są jak dzieci. Udają że jeżeli o czymś się nie mówi, to nie ma tematu. Tak jest z lustracją akademików. Niektórzy najchętniej doprowadziliby do zamknięcia archiwów IPN przed badaczami i dziennikarzami.

To spośród środowisk akademickim wziął początek „ruch antylustracyjny” i przeświadczenie, że lustracja jest passe, niemodna a zajmowanie się nią jest jak puszczenie bąka w salonie pełnym gości…
Nazwiska Tajnych Współpracowników Służby Bezpieczeństwa donoszących na kolegów z uczelni są znane od ponad dwóch lat. Wtedy opinia publiczna dowiedziała się po raz pierwszy, że agentem SB o pseudonimie „Piotr”
był Jan Iwanek, obecny profesor UŚ i szef Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego. Był w latach 70. studentem, ale nie miał żadnych rozterek przed informowaniem SB o nastrojach we własnym środowisku czy relacjonowaniu zagranicznych wyjazdów. Na jego nieszczęście w archiwum IPN zachowała się teczka agenta TW „Piotr” i wynika z niej że donosił ideologicznie, ale pieniądze od SB brał.
Paradoksalnie właśnie ideologia czyli PZPR pozwoliła agentowi zakończyć oficjalną współpracę z SB. „Swoich” nie wypadało angażować do donoszenia.
Iwanek nie stałby się ikoną antylustracji, gdyby nie to, że wielokrotnie wypowiadał się przeciwko lustracji środowiska naukowców.
Czyli swojego środowiska. Czy dlatego, że starał się ochronić siebie?
Profesor twierdzi, że trzydzieści lat temu nic złego nie robił. To dlaczego on i jemu podobni nie dokonali publicznej ekspiacji? Czyżby do tego stopnia czuli się zobowiązani do zachowania tego faktu w tajemnicy, bo tak pouczał ich oficer prowadzący z SB?
Od kilku lat na Uniwersytecie Śląskim działa senacka komisja, której zadaniem jest zbadanie w jakim stopniu naukowcy i pracownicy uczelni zeszmacili się donoszeniem SB na kolegów i jakie było źródło ich postawy? Czy tacy TW „Piotr”, „Rafał”, „Romanowski”, „Biedronka”, „Andrzej” zostali złamani czy traktowali współpracę z bezpieką jako trampolinę do kariery? Komisja pracuje, bada dokumenty. Raport będzie gotowy, ale nikt nie wie, kiedy. Jego publikacja będzie zależeć od woli Senatu UŚ. Wszak osoby z towarzystwa z grzeszków swoich kolegów nie będą robić igrzysk…

Do Siego Roku!

Wszystkim Czytelnikom tego bloga życzę wszystkiego dobrego w 2009 roku.

A tym z TW z Uniwersytetu Śląskiego, którzy mieli nadzieję, że nikt nie dowie się o ich brudnej przeszłości, chcę uspokoić, że o nich nie zapomniałem.

Wkrótce na tym blogu sylwetki kolejnych szpicli – z chemii, fizyki i filologii wszelakich.

Bezkarność szpicli

Arkadiuszowi Nowakowi, profesorowi prawa UŚ, który przez ponad 20 lat współpracował z SB jako Tajny Współpracownik „Andrzej” Komisja Historyczna, powołana przez Senat uczelni nic nie zrobi.

Agent bezpieki z profesorskim tytułem nie będzie musiał składać żadnych wyjaśnień w sprawie swojej współpracy z SB.
Mało tego… Jak mnie poinformowała rzecznik Uniwersytetu Śląskiego, „Z dniem 1 października 2008r. prof. Arkadiusz Nowak powrócił do pracy na WPiA. W przyszłym tygodniu ma złożyć wniosek o przejście na emeryturę.”

Innymi słowy – Nowak idzie na emeryturę z honorami, nic się nie stało! Tak, jak nikomu nie przeszkadza na UŚ, że od roku, kiedy przebywał na urlopie zdrowotnym z uczelni, Arkadiusz Nowak pracował w GWSH! Mimo, że art. 134 ust. 10 Ustawy Prawo o Szkolnictwie Wyższym stanowi jasno w tej materii: „Pracownicy korzystający z płatnych urlopów, o których mowa w ust. 1-5, nie mogą w tym czasie wykonywać pracy w ramach stosunku pracy ani prowadzić działalności gospodarczej na własny rachunek”.