Naukowe kariery uniwersyteckich agentów
Uniwersytet Śląski, a zwłaszcza niektóre jego wydziały, to prawdziwa kuźnia kadr aparatu partyjnego. Tajnymi współpracownikami byli wybitni dziś profesorowie i autorytety w wielu dziedzinach.
Uniwersytet Śląski, a zwłaszcza niektóre jego wydziały, to prawdziwa kuźnia kadr aparatu partyjnego. Tajnymi współpracownikami byli wybitni dziś profesorowie i autorytety w wielu dziedzinach.
Niemal wszyscy naukowcy Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach znajdowali się pod czujnym nadzorem Służby Bezpieczeństwa. Większość oficerów SB doskonale znała śląską uczelnię, jej wykładowców i studentów. Niektórzy z funkcjonariuszy mogli się nawet pochwalić stopniem magistra zdobytym podczas studiów na filologii polskiej czy prawie.
Uniwersytet Śląski nie był bowiem typową uczelnią. Założony w 1968 roku z inicjatywy ówczesnego I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR Edwarda Gierka miał być kuźnią partyjnych kadr. Tu – w odróżnieniu od innych uczelni – trudno było znaleźć niepokornych profesorów. Ba, w pierwszych latach istnienia nawet ci partyjni nie za bardzo chcieli tu wykładać.
Plotka głosi, że aby zajęcia mogły odbywać się normalnie, sprowadzono doraźnie wykładowców z ZSRR. Nie trudno więc zrozumieć, dlaczego akurat ta uczelnia cieszyła się szczególnymi względami bezpieki. Zwłaszcza wydziału III SB. „W kwietniu 1985 roku w szkołach wyższych na Śląsku było 183 tajnych współpracowników, pół roku później – już ponad 200. Do tej pory znamy nazwiska jedynie kilku szczególnie gorliwych donosicieli. Współpracowali z SB, z własnej woli donosili na kolegów i w większości przypadków brali za to pieniądze” – mówi Adam Dziuba, historyk IPN, który bada inwigilację Uniwersytetu Śląskiego przez Służbę Bezpieczeństwa.
Uniwersytet Śląski nie był bowiem typową uczelnią. Założony w 1968 roku z inicjatywy ówczesnego I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR Edwarda Gierka miał być kuźnią partyjnych kadr. Tu – w odróżnieniu od innych uczelni – trudno było znaleźć niepokornych profesorów. Ba, w pierwszych latach istnienia nawet ci partyjni nie za bardzo chcieli tu wykładać.
Plotka głosi, że aby zajęcia mogły odbywać się normalnie, sprowadzono doraźnie wykładowców z ZSRR. Nie trudno więc zrozumieć, dlaczego akurat ta uczelnia cieszyła się szczególnymi względami bezpieki. Zwłaszcza wydziału III SB. „W kwietniu 1985 roku w szkołach wyższych na Śląsku było 183 tajnych współpracowników, pół roku później – już ponad 200. Do tej pory znamy nazwiska jedynie kilku szczególnie gorliwych donosicieli. Współpracowali z SB, z własnej woli donosili na kolegów i w większości przypadków brali za to pieniądze” – mówi Adam Dziuba, historyk IPN, który bada inwigilację Uniwersytetu Śląskiego przez Służbę Bezpieczeństwa.
Komisja Historyczna kontra IPN
Senat Uniwersytetu Śląskiego zdecydował o powołaniu Komisji Historycznej, która też będzie prześwietlała przeszłość pracowników uczelni. „Komisja zbada materiał dostępny w Instytucie Pamięci Narodowej i archiwum uczelni oraz pokaże zarówno negatywne przykłady zachowań, jak i te heroiczne działania pracowników UŚ w latach 1968 – 1990” – mówi Jolanta Talarczyk, rzeczniczka uniwersytetu. Na razie komisja nie ogłosiła jednak nazwiska żadnego naukowca śląskiej uczelni uwikłanego we współpracę z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa.
Doktor Dziuba w czasie swoich badań natknął się w archiwum IPN jednak na wiele teczek agentów, którzy dzisiaj są szanowanymi naukowcami i cieszą się autorytetem w swoim środowisku. Władze uczelni będą miały więc do rozwiązania duży problem. „Jeżeli któryś z agentów szkodził ponad wszelką wątpliwość swymi donosami innym, nie widzę możliwości współpracy z nim. Jednak nawet w przypadku udowodnionej i szkodliwej współpracy z SB nie mogę go zwolnić ze względu na brak stosownych przepisów. Do tej pory jedynie dwie osoby przyszły do mnie i opowiedziały o swoich kontaktach ze Służbą Bezpieczeństwa za czasów młodości” – wyznaje profesor Janusz Janeczek, rektor katowickiego Uniwersytetu.
W kilku przypadkach nawet Dziubę, doświadczonego historyka z IPN, zaskoczyły rozmiary współpracy pracowników śląskiej uczelni. „Chyba najbardziej drastycznym przykładem człowieka, któremu współpraca z esbecją pomogła wkarierze, jest profesor Arkadiusz Nowak, obecnie autorytet z zakresu prawa pracy. Tajnym współpracownikiem został w 1969 roku, kiedy był studentem prawa Uniwersytetu Śląskiego. Przyjął najpierw pseudonim , a potem , złożył też pierwszy donos. Zachowało się pokwitowanie świadczące o tym, że kilka miesięcy później przyjął pierwsze wynagrodzenie” – mówi dr Dziuba.Od agenta do profesoraArkadiusz Nowak swoją współpracę z bezpieką zaczynał jako TW, ale w latach 80. był też konsultantem służb o pseudonimie „Ewa”. Pisał ekspertyzy z zakresu prawa rolnego i gruntowego. Równocześnie rozwijała się jego kariera naukowa. Co ciekawe, z notorycznego repetenta zmienił się w nieomal wzorowego studenta, przewodniczącego roku. Napisał też doktorat, zrobił habilitację.
Tak naprawdę nie wiadomo jednak, w jakim stopniu karierze Nowaka pomógł „patronat” SB. Choć to, że miał on miejsce – bezdyskusyjnie wynika z zachowanych w IPN dokumentów. 21 maja 1971 r. naczelnik Wydziału III katowickiej SB wnioskował do I zastępcy komendanta wojewódzkiego MO ds. SB pułkownika Stanisława Opitka o „udzielenie pomocy ob. Nowak Arkadiuszowi, studentowi IV roku Wydziału Prawa Uniwersytetu Śląskiego, przy ubieganiu się o przyjęcie na staż asystencki.
Podejmowanie decyzji w tej kwestii przez władze uczelni uzgadniane jest z Komitetem Wojewódzkim PZPR” stąd istnieje potrzeba zainicjowania kandydatury w/w przez władze partyjne”. Na piśmie z datą 2 lipca 1971 r. figuruje odręczna adnotacja: „Uzgodniono załatwienie pozytywne z tow. Ujejskim. Rozmowy przeprowadził płk St. Opitek”. Historyk z IPN nie ma wątpliwości, że z taką rekomendacją na pewno Nowakowi było łatwiej.TW „Andrzej” był kontrolowany też przez innych konfidentów. W 1973 r. doniesienie o nim złożył TW „Wisz”. Znał Arkadiusza Nowaka jeszcze z czasów studiów. Zdziwiło go, że został asystentem. „Tym, co uderzało od samego początku jego pracy na uczelni, było dążenie do wykorzystywania swego stanowiska dla uzyskiwania różnego rodzaju korzyści osobistych.
Będąc stażystą, wyrażał często pogląd, że prowadzenie zajęć na studiach dla pracujących daje duże możliwości dodatkowych dochodów, gdyż studenci – jeśli grozi im brak zaliczenia lub oblanie egzaminu – gotowi są wiele dać i załatwić. Wiele wskazuje, że mgr Nowak – z chwilą gdy objął zajęcia z prawa pracy, zaczął swoje >teorie
Doktor Dziuba w czasie swoich badań natknął się w archiwum IPN jednak na wiele teczek agentów, którzy dzisiaj są szanowanymi naukowcami i cieszą się autorytetem w swoim środowisku. Władze uczelni będą miały więc do rozwiązania duży problem. „Jeżeli któryś z agentów szkodził ponad wszelką wątpliwość swymi donosami innym, nie widzę możliwości współpracy z nim. Jednak nawet w przypadku udowodnionej i szkodliwej współpracy z SB nie mogę go zwolnić ze względu na brak stosownych przepisów. Do tej pory jedynie dwie osoby przyszły do mnie i opowiedziały o swoich kontaktach ze Służbą Bezpieczeństwa za czasów młodości” – wyznaje profesor Janusz Janeczek, rektor katowickiego Uniwersytetu.
W kilku przypadkach nawet Dziubę, doświadczonego historyka z IPN, zaskoczyły rozmiary współpracy pracowników śląskiej uczelni. „Chyba najbardziej drastycznym przykładem człowieka, któremu współpraca z esbecją pomogła wkarierze, jest profesor Arkadiusz Nowak, obecnie autorytet z zakresu prawa pracy. Tajnym współpracownikiem został w 1969 roku, kiedy był studentem prawa Uniwersytetu Śląskiego. Przyjął najpierw pseudonim , a potem , złożył też pierwszy donos. Zachowało się pokwitowanie świadczące o tym, że kilka miesięcy później przyjął pierwsze wynagrodzenie” – mówi dr Dziuba.Od agenta do profesoraArkadiusz Nowak swoją współpracę z bezpieką zaczynał jako TW, ale w latach 80. był też konsultantem służb o pseudonimie „Ewa”. Pisał ekspertyzy z zakresu prawa rolnego i gruntowego. Równocześnie rozwijała się jego kariera naukowa. Co ciekawe, z notorycznego repetenta zmienił się w nieomal wzorowego studenta, przewodniczącego roku. Napisał też doktorat, zrobił habilitację.
Tak naprawdę nie wiadomo jednak, w jakim stopniu karierze Nowaka pomógł „patronat” SB. Choć to, że miał on miejsce – bezdyskusyjnie wynika z zachowanych w IPN dokumentów. 21 maja 1971 r. naczelnik Wydziału III katowickiej SB wnioskował do I zastępcy komendanta wojewódzkiego MO ds. SB pułkownika Stanisława Opitka o „udzielenie pomocy ob. Nowak Arkadiuszowi, studentowi IV roku Wydziału Prawa Uniwersytetu Śląskiego, przy ubieganiu się o przyjęcie na staż asystencki.
Podejmowanie decyzji w tej kwestii przez władze uczelni uzgadniane jest z Komitetem Wojewódzkim PZPR” stąd istnieje potrzeba zainicjowania kandydatury w/w przez władze partyjne”. Na piśmie z datą 2 lipca 1971 r. figuruje odręczna adnotacja: „Uzgodniono załatwienie pozytywne z tow. Ujejskim. Rozmowy przeprowadził płk St. Opitek”. Historyk z IPN nie ma wątpliwości, że z taką rekomendacją na pewno Nowakowi było łatwiej.TW „Andrzej” był kontrolowany też przez innych konfidentów. W 1973 r. doniesienie o nim złożył TW „Wisz”. Znał Arkadiusza Nowaka jeszcze z czasów studiów. Zdziwiło go, że został asystentem. „Tym, co uderzało od samego początku jego pracy na uczelni, było dążenie do wykorzystywania swego stanowiska dla uzyskiwania różnego rodzaju korzyści osobistych.
Będąc stażystą, wyrażał często pogląd, że prowadzenie zajęć na studiach dla pracujących daje duże możliwości dodatkowych dochodów, gdyż studenci – jeśli grozi im brak zaliczenia lub oblanie egzaminu – gotowi są wiele dać i załatwić. Wiele wskazuje, że mgr Nowak – z chwilą gdy objął zajęcia z prawa pracy, zaczął swoje >teorie
Arkadiusz Nowak w swojej karierze napisał kilkaset donosów! TW „Andrzej” już w latach 70. donosił m.in. na Waleriana Pańkę (działacz opozycji, internowany w stanie wojennym, a w latach 90. prezes Najwyższej IzbyKontroli – przyp. red.) i prof. Wiesława Chrzanowskiego, współpracownika prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego, a później założyciela ZChN. Nowak dostarczał SB informacje wykorzystywane przeciwko jego kolegom naukowcom. To jego donos wykorzystał funkcjonariusz, by zaszantażować i skłonić do współpracy „Wisza”, pisał też m.in. o dziekanie Romanie Jasicy, Henryku Goiku, Marcinie Kudeju.
„Pierwsze doniesienie na temat Pańki, wówczas docenta doktora, złożył w styczniu 1976 r. Pisał, że Pańko podkreśla swoje związki z Henrykiem Rechowiczem, ówczesnym rektorem. Miał od niego mieć informacje o planowanych reformach w szkolnictwie wyższym. I że na Uniwersytet Śląski trafi niebawem spora grupa sowieckich profesorów, co oceniał jako wyraz szczególnego lizusostwa rektora. Mówił o konfliktach już zatrudnionych „sowietników” z asystentami i podkreślał, że profesorowie ci w rzeczywistości byli funkcjonariuszami NKWD – dodaje Adam Dziuba.Doskonałe kontakty „Nowaka” w środowisku naukowym zainteresowały także Departament III MSW, dokąd trafiały niektóre z jego doniesień. 23 marca 1983 r. konsultant „AN” (czyli najprawdopodobniej Nowak, bo konsultantów skrywano w raportach pod inicjałami) przekazał informację Służbie Bezpieczeństwa, że na uczelni prawdopodobnie działają dwa punkty konsultacyjne dla byłych działaczy „S” i internowanych. Jeden miał się mieścić w gabinecie Pańki, drugi w bibliotece. Doradztwem w owych punktach ponoć zajmowali się profesor Jończyk z Wrocławia, profesor Stelmachowski oraz docent Pańko. Ta trójka miała też opracować petycję do Sejmu.
Postanowiliśmy zadzwonić do domu profesora Arkadiusza Nowaka, aby zapytać, czy był konfidentem SB i czy przyznał się do tego w złożonym oświadczeniu lustracyjnym. „Na temat tego, co robiłem, nie będę rozmawiał z nikim” – powiedział profesor Nowak. Nie zgodził się też na spotkanie.
Postanowiliśmy zadzwonić do domu profesora Arkadiusza Nowaka, aby zapytać, czy był konfidentem SB i czy przyznał się do tego w złożonym oświadczeniu lustracyjnym. „Na temat tego, co robiłem, nie będę rozmawiał z nikim” – powiedział profesor Nowak. Nie zgodził się też na spotkanie.
„Arski” boi się FBI
Współpracownikiem SB – pseudonim „Arski”- był również profesor Janusz Arabski, znany anglista, dyrektor Instytutu Języka Angielskiego Uniwersytetu Śląskiego. Zwerbowany został w 1968 roku na „zasadzie dobrowolności”. Arabski, wówczas asystent na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, składał donosy na pracowników konsulatu USA, ich kontaktów, swoich kolegów i współpracowników. Po dwóch latach bezpieka zorientowała się, że jest on członkiem PZPR.
Mimo że werbunek takich osób nie był dozwolony i często stanowił dobry pretekst do zerwania współpracy, Arabski tego nie zrobił. „TW wyraża zgodę na kontynuowanie współpracy z naszą służbą po przeniesieniu się do Katowic. Podejmie współpracę z osobą, która powoła się na >pana Franciszka z PoznaniaArskiArski >kolegów z Warszawy< (Departament I MSW - przyp. red.), twierdząc, że on bardziej konspiruje się przed żoną" - pisze do swoich przełożonych kapitan Maśnica. Okazało się potem, że powodem wpadki agenta była zdrada szyfranta z polskiej ambasady w Waszyngtonie. 15 marca 1985 roku rozwiązano współpracę z TW "Arski", a materiały przekazano do archiwum. Oprócz meldunków w zasobach IPN do dzisiaj zachowało się pokwitowanie za wręczoną agentowi "paczkę z artykułami konsumpcyjnymi o wartości 444,70 zł (dołączono rachunek)". "Dopiero od pana dowiedziałem się, że byłem tajnym współpracownikiem SB. Przecież teraz kontakty ze służbami specjalnymi są również praktykowane. Wtedy przychodzili ludzie, którzy mówili, że są z wywiadu lub kontrwywiadu - i rozmawialiśmy. W 1983 roku FBI próbowało mnie oskarżyć o szpiegostwo i nie chciało przedłużyć wizy amerykańskiej. W Polsce, po powrocie, w odwecie za odmowę współpracy zablokowano mi paszport" - mówi nam Arabski. Jest zaskoczony, kiedy od reportera DZIENNIKA dowiaduje się, że wywiad i kontrwywiad były częścią Służby Bezpieczeństwa.
Mimo że werbunek takich osób nie był dozwolony i często stanowił dobry pretekst do zerwania współpracy, Arabski tego nie zrobił. „TW wyraża zgodę na kontynuowanie współpracy z naszą służbą po przeniesieniu się do Katowic. Podejmie współpracę z osobą, która powoła się na >pana Franciszka z PoznaniaArskiArski >kolegów z Warszawy< (Departament I MSW - przyp. red.), twierdząc, że on bardziej konspiruje się przed żoną" - pisze do swoich przełożonych kapitan Maśnica. Okazało się potem, że powodem wpadki agenta była zdrada szyfranta z polskiej ambasady w Waszyngtonie. 15 marca 1985 roku rozwiązano współpracę z TW "Arski", a materiały przekazano do archiwum. Oprócz meldunków w zasobach IPN do dzisiaj zachowało się pokwitowanie za wręczoną agentowi "paczkę z artykułami konsumpcyjnymi o wartości 444,70 zł (dołączono rachunek)". "Dopiero od pana dowiedziałem się, że byłem tajnym współpracownikiem SB. Przecież teraz kontakty ze służbami specjalnymi są również praktykowane. Wtedy przychodzili ludzie, którzy mówili, że są z wywiadu lub kontrwywiadu - i rozmawialiśmy. W 1983 roku FBI próbowało mnie oskarżyć o szpiegostwo i nie chciało przedłużyć wizy amerykańskiej. W Polsce, po powrocie, w odwecie za odmowę współpracy zablokowano mi paszport" - mówi nam Arabski. Jest zaskoczony, kiedy od reportera DZIENNIKA dowiaduje się, że wywiad i kontrwywiad były częścią Służby Bezpieczeństwa.
„Piotr” jest wartościowy
Profesor Jan Iwanek, dyrektor Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa, był agentem SB o pseudonimie „Piotr” od 1972 roku. Na współpracę zgodził się dobrowolnie jako student III roku prawa UŚ. W aktach zachowała się charakterystyka TW „Piotr” z 14 lutego 1976 roku: „[.] W trakcie współpracy okazał się jednostką wartościową o dużej wiedzy teoretycznej, posiadający szerokie kontakty w środowisku studenckim. Przekazał szereg ciekawych informacji o głównych działaczach młodzieżowego ruchu studenckiego. Od listopada 1974 roku jest członkiem PZPR. W związku z powyższym proponuję wyeliminowanie go z czynnej sieci TW, a materiały przekazać do archiwum wydziału >C